niedziela, 1 listopada 2015

Szykujemy się do sezonu kominkowego

Z pomocą rodziny i przyjaciół spędziliśmy weekend na poskramianiu drewna kominkowego.
Ciachaliśmy konary, piłowaliśmy pieńki, układaliśmy żerdzie. Wióra fruwały dookoła, w powietrzu unosił się zapach benzyny i oleju..  3 piły łańcuchowe pracujące jednocześnie były niesamowicie głośne i dawały ogromną frajdę operatorom. Takie zabawki dla starszych chłopców i nie tylko chłopców :)














poniedziałek, 21 września 2015

Odwiedziny Stefana

Stefan z daleka obserwował tamo-budowniczych. Po skończonej robocie jako nadzorujący, zrobił "odbiór" nowopowstałej budowli i odleciał, ku uciesze Tobiaszka, który z nieskrywanym niepokjem i całkowitym brakiem zaufania, bacznie lustrował ptaszysko. Jak będzie więcej wody, będzie więcej żab, a Stefan wykarmi więcej Stefaniątek w gnieździe, w Mrszewskiej Górze.











niedziela, 20 września 2015

Tam dam dadam.. tama!!!

Razem z domem kupiliśmy staw. W zasadzie sporą miskę wody pitnej dla tutejszych zwierzątek. Bardzo Nam się spodobało gdy wracaliśmy po 12-14 godzinach nieobecności, późno w noc i skręcając do naszej chałupki, płoszyliśmy reflektorami auta, sarny.. jelenie..  które przyszły ugasić pragnienie po upalnym dniu. Zachwycało nas gdy tymczasowe szczeniaki z impetem wpadały do wody, chlapiąc dookoła,  podczas debiutanckiej próby pływania..
Niestety tama była zbyt krótka i po którejś ulewie, deszczówka spływająca ze wzgórza podmyła "leśny brzeg" naszego zbiornika i woda zaczęła płynąć bokiem. Zbiornik przeciekł i niemal wysechł, kijanki żeby przetrwać zagrzebały się głęboko pod błotne dno.
Zapadła decyzja o natychmiastowym ratowaniu pozostałego ekosystemu. Chłopcy przedłużyli betonową wylewkę w stronę lasu. W nocy spadł deszcz i zrobił próbę - tama przetrwała mimo niecałkowitego wyschnięcia :)
Brawa dla tych Panów! ... i dlaTobiaszka, który podczas prac stracił piłkę - odpłynęła na środek zbiornika,a brzydzący się wody spablador, płakał z suchego brzegu.














sobota, 19 września 2015

Bobi, opowieść o kocie, który chadzał na grzybobranie

Bobi jako 6-miesieczny kocur, tydzień temu pojechał do nowego domu. Był u nas kilka miesięcy. Trafił przez sąsiadkę, zaskarbił sobie serca wnucząt, włócząc się pod ich mieszkaniem w Kolbudach. Nabroił się za czterech. Zniszczył naszą mikro uprawę bobu - regularnie ganiając pszczoły zapylające kwiatki. Przegryzł kabel od internetu, symulując zwarcie :) Kradł jedzenie ze stołu, ale gdy mu się oberwało, czychał aż pójdziemy do toalety.. Bił wszystkie młodsze kociątka, ale gdy tylko patrzyliśmy, udawał, że je myje... Spał, jadł i bawił sie z psami, nic nie robiąc sobie z ich warczenia czy mało delikatnych szczęk. Nieomal zamordował sadzonkę liścia laurowego, starannie przemyconą z wysepki na morzu śródziemnym, uznając ją za prowansalską kuwetę!
Tak, jest niesamowitym zwierzakiem. Gdy wracaliśmy późno wieczorem do domu, a drań jakimś cudem był na zewnątrz - wybiegał do nas na powitanie, mrucząc i wywracając się "do góry brzuchem"... Wychował sobie nasze kocury tak, że przynosiły mu myszy upolowane w nocy i patrzyły, jak lata z nimi w zębach, warcząc na wszystkich "na wszelki".
Ale pobił wszystko, jak poszedł z nami na grzyby. Zebraliśmy się wraz z przyjaciółmi i stadem psów, do  lasu, rozprostować kości i zdobyć jakieś rarytasy. Spacer trwał około godziny, a Bobi towarzyszył naszemu "stadu" cały czas. Zdarzało się, że nasze kocury odprowadzały nas do linii pierwszych drzew, a potem wyły za nami i biegły na swoje szlaki, ale ten młodzieniaszek nie zamierzał być gorszy od wilków i towarzyszył Nam w całym "polowaniu". Skradał się krzakami, potem biegł za Nami drogą, wspinał się na drzewo i walczył ze szczeniakami, obejrzał każdą norę, jaką znalazł..
W zeszłą niedzielę został zaadoptowany, ku Naszemu ogromnemu zdziwieniu - kociątkiem już nie był! Pojechał z paszportem, czipem i zapasem tabletek na robaki, na południe Niemiec. Do domu z ogrodem, na skraju lasu, gdzie jest mnóstwo nornic i ma swojego własnego ochroniarza - 12-tygodniowe szczenię owczarka niemieckiego - nie mamy wątpliwości, że na pewno je sobie wytresuje....










niedziela, 12 kwietnia 2015

Idea wspólnej wioski

Dawno, dawno temu wraz z "ekipą" i  kolegą, który o nas już  nie pamięta ,a imienia Jego wymawiać nie wolno pod groźbą karnego kieliszka wódki, wpadliśmy na pomysł stworzenia własnej wioski. Zamieszkałej przez Przyjaciół z wspólnym basenem, własnym Browarem, kręgielnią, boiskiem do wszystkiego itp... Z czasem pomysł tyrochę ewoluował ( ostatecznie może nie być basenu, wystarczy naturalny akwen:), kolega się wypiął, ale idea pozostała. No i teraz, gdy kupiliśmy Koronki, powróciła z ogromną siłą..
Wyobraźcie sobie, osiedle domków na uboczu, należących do kumpli. Ktoś uprawia pole dyni i organizuje Halloween, ktoś dostarcza wędzonych ryb i wędlin na codzień i od Świeta, ktoś uprawia winorośle - jesienią robi winobranie, w czyimś ogródku robimy błotko borowinowe i tarzamy się dla zdrowotności, a w innym hodujemy pomidorki....
Wspólnie stawiamy " imprezowy domek ", w którym hucznie świętujemy wszystko co dla nas ważne, Kiedy mamy ochotę organizujemy "kino pod chmurką", budujemy biuro projektowe w drewnianej stodole i wystawiamy przyjęcie weselne na łące. Nasze ewentualne potomstwo bawi się w podchody  i robi zielniki, zamiast siedzieć przed telewizorem, psy zakopują kości w ogródkach, a koty drapią drzewa zamiast mebli (albo to i to)....
To takie naiwne marzenie, teraz będę zachęcać, znęcać się nad wszystkimi wkoło, żeby sie udało ,żeby stworzyć Naszą Wioskę:)
A tu lo;ejne zdjęcia z wprowadzki do Koronek